Skip to main content

Uczucie niepewności obejmowało pracujące palce kilkanaście razy. Zupełnie nieekologicznie zmarnowałam ogromna ilość delikatnie zafarbowanego nienaturalnymi sposobami papieru. Trzy razy poprawiłam każdą, nawet półtransparentną kropkę nad „i” oraz „ż”. Najadłam się ‘bezpiecznego dla dzieci’ kleju, doszczętnie zniszczyłam zahodowane paznokcie , wymusiłam na swoim organizmie nocne harce, w obawie, przed zbyt szybko gnającym czasem. Bałam się najmniejszego ruchu długopisem, przymiarki linijką i nacisku na niewielkie biurowe nożyczki. Dopadło mnie niemałe zwątpienie, że jestem wprost niedzisiejsza, odrobinę szalona i powyginana, jak trzymana w mojej dłoni koperta. Wszelką niepewność zapijałam hektolitrami miętowego naparu, zajadałam gorzką czekoladą z karmelem. Zatapiałam w miseczce gryczanych chrupków wyciągnięty język, oblewałam możliwie wszystko syropem klonowym, nie wykluczając przygotowywanej przesyłki. Raz dwa, raz dwa trzy… przerywałam dłużące się zajęcie, przecinałam swoją dłonią trwająca monotonie żmudnego naklejania mikroskopijnych serduszek, przechylając kubeczek ziołowej herbaty. Wytopiłam ze swojego umysłu ostatki kreatywności i mimo wszelkich okropnych humorów, poczucia wyplucia, wyprania, wymięcia, bezsilności oraz beznadziejności, wyłożyłam całe zaangażowanie na przyozdobioną, ręcznie wykonaną urodzinową kartkę. Wykończona, zignorowałam poczucie satysfakcji, zerkając co jakiś moment na wyciszony telefon.  Zostałam sama, zatopiona w nocnym głodzie, północnym rozgoryczeniu, niechęci do każdego najmniejszego papierka przypadkowo ulokowanego obok mnie.  Wiedziałam, że ostatni tydzień to apogeum żalu do niezrozumienia, zapomnienia, pytań retorycznych o tęsknotę, chociażby za daktylami.

Następny dzień był równie okropny, rzec można obleśny, tym szczególniej, gdy Poczta Polska z nas kpiła, kolejna instytucja państwowa rzuciła mnie (tu dosłownie) na kolana i obdarte ze skory dłonie, a instruktor od silnego poruszania się w niesprawiedliwym świecie oznajmił, że umówi mnie na egzamin, ale zanim, to czeka mnie kolejna bezbłędna, fascynująca przeprawa przez zatłoczony budynek, tonący w celulozie. Bezwstydne roztrzęsienie nie miało oporów, wypełnione łzami oczy i zmarszczki na czole wybiły z własnej pamięci przyjemność z rozdawania prezentów.

Przemknęły przez moje ciało myśli krystalicznie samobójcze, nie tyle z umiłowania śmierci, co z niechęci do zacinającego się pedału gazu, który działał nieskazitelnie niebezpiecznie, jako wisienka na torcie w te szczęściopijcze dni. Zatykając uszy trzeszcząca muzyką, stawiałam długie kroki ku przepaści nierówności polskich chodników, próbując zapomnieć, jak bardzo nienawidzę żyć (a jednak!), jak daleko odsunęło się ode mnie poczucie bezpieczeństwa.

Zasypiając złapałam wibrujący telefon, który miał mi oznajmić odwieczną prawdę, że świat to cudem działające bagno i wysypisko śmieci, a ludzie, których spotykamy na swojej wąskiej ścieżce znani są pod postacią przeogromnego skarbu.

Obustronne wzruszenie zastąpiło zszargane nerwy, rozwierzganą frustrację, dodatkowo wszechogólne wykończenie.  Moja dusza podskoczyła z radości,  organizm rozgrzał się do dalszej, przyzwoicie pozytywnej pracy. Uśmiechnęłam się sama do siebie, telepatycznie pokazując równe ząbki osobie, której nie widziałam w realnym świecie ani razu. Przeczytałam ‘Sprawiłaś mi najpiękniejszy prezent’, zobaczyłam niewidzialne przecież zaskoczenie.

Jak słodki jest sam gest. Jak hojna jest zwykła pamięć o drugim człowieku. Ile autentycznego szczęścia rozdaje nam czyn naznaczony uczuciami kierowanymi wprost z serca.

Napisałam niewielki list. Pierwszy raz w życiu. Całkiem mi się udało. Wynagrodził mi wszystkie zmartwienia.

~

Bez grama nabiału, bez grama zwykłego cukru. Sama natura. I mega zdrowa kasza jaglana.

IMG_20150726_142644

MOCNO CZEKOLADOWE ‘WEGAŃSKIE’ TARTALETKI

Potrzebujesz:

ciasto

  • 1 i 1/2 łyżki mielonego siemienia lnianego
  • 3 łyżki wrzącej wody
  • niepełna szklanka mąki (dowolnej)
  • 2 łyżki oleju roślinnego (dowolnego, u mnie olej słonecznikowy)
  • 2 łyżki kakao
  • 2 łyżki miodu/ syropu z agawy

krem budyniowy

  • 6-7 dużych łyżek kaszy jaglanej
  • 2 i 1/2 szkl mleka roślinnego (u mnie ryżowe, niesłodzone! warto mieć na wszelki wypadek więcej, jeśli trzeba by było dolać podczas gotowania)
  • 4-5 płaskich łyżek kakao
  • 4-5 płaskich łyżek miodu/syropu z agawy
  • szczypta soli

Jak zrobić?

  1. Siemię lniane zalewamy wrzątkiem, mieszamy i odstawiamy. Składniki na ciasto łączymy ze sobą, dodajemy siemię i zagniatamy. Masa powinna być plastyczna niczym rozgrzana w dłoniach modelina, w razie potrzeby można dosypać odrobinę mąki. Dno foremek na babeczki wyklejamy ciastem, pieczemy w nagrzanym do 180 stopni piekarniku przez ok. 10min (jeśli będziemy zbyt długo piec ciasto wysuszymy i będzie niejadalne – w taki sposób załatwiłam jedną babeczkę).
  2. IMG_20150726_142256Zagotowujemy mleko, dodajemy kaszę jaglaną, co jakiś czas mieszając. Pod koniec gotowania (czas patrz zgodnie z przepisem na opakowaniu kaszy, zazwyczaj ok. 15min) dodajemy resztę składników, ciągle mieszając. Kasza powinna ‘wciągnąć’ całe mleko i stać się miękka (jeśli jednak jest nadal twarda, a zaczyna się przypalać, należy dolewać mleka do czasu, aż wchłonie cały płyn i się rozgotuje). Ugotowaną kaszę blendujemy (ja robiłam to w malakserze, blender ręczny nie radził sobie z tak drobnymi ziarenkami). Jeśli masa jest zbyt gęsta można dodać odrobinę mleka.
  3. Upieczone tartaletki wyjmujemy z formy, wypełniamy ‘budyniową’ masą, odstawiamy do ostygnięcia.

IMG_20150726_142321

*gazeta na zdjęciu to KUKBUK

**poniżej wynikła bardzo interesująca sprawa, mianowicie tartaletki nazwałam ‘wegańskimi’, za sprawą braku nabiału, nie biorąc pod uwagę, że osóbki, które żyją tą ideologią będą miały ochotę spróbować mojego przepisu. W ramach wyjaśnień – użyjcie syropu z agawy zamiast miodu (dopisałam już!) i wybaczcie tą nazwę – tworząc takie rzeczy w szczególności myślę o osobach z nietolerancją laktozy (bo sama źle znoszę mleko), czy po prostu alergii na np. jajka, ponieważ spotykam się z wieloma prośbami o słodkie zamienniki klasycznych deserów. Nie należę do żadnej ‘plan power’ grupy, zrozumcie moją niewiedzę 😀

***tartaletek wyszło mi tyle, ile jest na zdjęciu, czyli osiem; chcę zaznaczyć, że najlepiej przechowywać je w temperaturze pokojowej, a nnajsmaczniejsze są od razu po upieczeniu (ciasto na drugi dzień robi się suche, z masą nic się nie dzieje); jeśli jadacie normalne kruche ciasto polecam zamiast siemienia dodać jedno jajko, spód będzie kruchy i dłużej postoi.

21 Comments

  • Dun88 says:

    Nie do końca wegańskie, bo miód wegański nie jest 🙂 Ale to tylko na marginesie, tartaletki bardzo fajne!

    • jaglowska says:

      to prawda, chociaż zależy to od stopnia ‘weganizacji’ (poznałam osoby, które ocet, drożdże jak i miód jadały i się tym nie przejmowały, choć nazywały siebie weganami od 7/9lat). Przepis jest bardziej skierowany do osób, które nie mogą nabiału, wegańskie guru już są i nie zamierzam ich zastępować. mimo wszystko, cenna uwaga, poprawiłam 🙂

      • Dun88 says:

        A ja za to nigdy nie słyszałam o niewegańskich drożdżach 😀 Spoko, bardzo fajnie, że tak różnorodne przepisy prezentujesz 😉

        • jaglowska says:

          no dla mnie to niezłe żarty (z punktu widzenia biol chema, nie jakiegoś ideologicznego filozofa, bo drożdże to przecież grzyby 😀 jednak ja się nie zagłębiam co kto sądzi i uważa… poznałam też weganów, którzy wyżej wymienionych rzeczy nie jadali (łącznie z drożdżami), a skórzane torebki w ręku trzymali 😀

  • Daria. says:

    tak piszesz i piszesz, a ja czytam i aż brak słów, bo przekazujesz swoje myśli w taki sposób, że czuję się jakbym czytała bloga pisarki, artystki po prostu 🙂 pielęgnuj ten dar.
    lubię takie mocno czekoladowe desery, tym bardziej w zdrowej wersji 🙂 hmmm, tylko ten miodzio bym zamieniła, “you know what I mean” 😉

  • Cudownie wyglądają i pewnie genialnie smakują! Na pewno przepis wykorzystam, bo racuszki wyszły wyśmienite, chociaż jeszcze troszkę muszę nad nimi popracować. We wtorek mam w planach zrobić jagodzianki, a w środę na obiad vegeburgera z soczewicy!

    A tak na marginesie, to jestem bardzo, ale to bardzo szczęśliwa, że trafiłam najpierw na Twojego instagrama, a później tu, na bloga, bo piszesz świetnie, widać, że masz pasję i zarażasz nią innych (choćby mnie – uwielbiam piec i gotować, ale ostatnio jakoś nie miałam dla kogo, ani w ogóle po co, ale jednak stwierdziłam, że to musi mi sprawiać przyjemność i mogę to robić sama dla siebie). Jesteś niesamowita, tak samo jak Twoje przepisy! Planuję wykonać każdy – powolutku, bo powolutku, ale jednak. Mam nadzieję, że nie przestaniesz pisać tego bloga i publikować tych cudeniek, bo to naprawdę wielka motywacja, no i przyjemność dla oka i żołądka.
    Życzę Ci samych sukcesów i w życiu, i w gotowaniu/pieczeniu!

    • jaglowska says:

      Ile ciepłych słów w jednym komentarzu! ogromnie dziękuję, bardzo mi miło <3 co do tych tartaletek – zmień sobie siemię lniane na jajko i przed pieczeniem wstaw ciasto do lodówki na 30min – będziesz miała idealnie kruchy spód, chyba, że chcesz pokombinować z #dairyfree wersją. W razie jakichkolwiek pytań pisz do mnie, z chęcią pomogę 🙂 I dzięki takim osobom widzę sens w tym co robię, moc buziaków!

  • Podziwiam Cię, a za co? Za dojrzałość, która bije z Twoich tekstów. Nie mogę się nadziwić, że tak młoda dziewczyna tak pięknie umie wyrażać swoje uczucia przelane na klawiaturę! *.*
    Oczywiście tartaletkami tez się zachwycam <3

  • Justyna K. says:

    Bede eksperymentowac. Do zrobienia… koniecznie! 🙂

  • weronika says:

    są jakies osoby których nie lubisz/ nienawidzisz? jesteś bardzo miła 🙂

    • jaglowska says:

      Muszę przyznać, że dostaję tu coraz hmm… Bardziej interesujące pytania!Jestem człowiekiem, więc to całkiem naturalne, że coś/kogoś lubię bardziej lub mniej, co nie zmienia faktu, że nie ma osoby, którą darzyłabym wyjątkowo negatywnym uczuciem. Pomijając to, bycie miłym nie ma z tym wszystkim nic wspólnego. Jestem szczera w swoich kontaktach z innymi, szanuję ludzi, więc nie mam problemu z odrobiną życzliwości do nich nawet wtedy, gdy coś niekoniecznie trafia w mój gust czy moje poglądy. Jeśli za kimś nie przepadam to mu nie słodzę, ale też nie tworzę złośliwego, chamskiego ‘muru’.

  • zuzia says:

    Twoję teksty naprawdę są piękne, przenosisz w inny bajkowy świat 🙂

  • Wygląda przepysznie, na pewno spróbuję! Jeśli mam być szczera, to nie uważam, że spożywanie miodu to coś złego. Nie jem mięsa od 6 miesięcy, staram się spożywać jak najmniej jajek oraz mleka. Nie lubię kategoryzować się i przyklejać etykietek. Robię to, co uważam za słuszne, słucham swojego sumienia. Denerwuje mnie fala bezpodstawnej krytyki innych osób, które oceniają Cię, a nawet nie mają pojęcia, jaką osobą jesteś…

    • jaglowska says:

      No pewnie, to kwestia sporna, bo osobista, co kto sądzi i uważa, ja w miodzie nie widze nic złego, a mam z nim naprawde dużo do czynienia, nie tylko w słoiku. Jakieś larwy pszczółek umierają, szkoda, że ludzie się tak aborcją nie przejmują xd. No ale jednak rozumiem, że każdy ma własny pogląd na świat i to jest piękne 🙂 i baaardzo mi miło, pozdrawiam!

Leave a Reply