Skip to main content

~od czterech miesięcy próbowałam~

to było tak…

…to jak unieruchomiona historia na rozedrganej błonie blasku życia, jak wklęsła śmierć moralności, jak telepatyczna gra metaforyczna. To jak wirująca estetyka mizerności, pochłaniająca każdą twoją myśl, rozbudzająca dziką rozpacz i błękitny smutek.
Tak wiele się zmieniło

Tak wiele zmieniłam.

Gdybym miała usymbolizować przeszły rok, musiałabym rozciągnąć przed swoimi zamkniętymi oczami surowy obraz zadymionego pokoju, oświetlonego wyłącznie zepsutą pełnią księżyca. Powinnam delikatnie dotknąć każdej książki leżącej na skrzypiących deskach. Ścisnąć okładkę bukowskiego, przeciągnąć wnętrzem dłoni po obwolucie sontag, zatopić opuszki palców w strukturze hłasko. Musiałabym owinąć swoje nagie ciało za dużym swetrem chwilowej czułości, otworzyć plastikowe drzwi, odpalając kolejnego już papierosa, w moich ustach papierosa, w moich wargach uzdrawiającego wszelkie wyrzuty sumienia. Odpowiednio byłoby oprzeć pijane ciało o rozgrzane barki. Nieznajome obcą bliskością. A kolejnego już dnia, gryząc nadgarstek, w samotności, wyciskać ze swoich powiek ostatki malinowych łez. I przygotować espresso. Pocięte klatki do tkliwych piosenek. Słoneczne mroźne poranki. Winyle rozłożone na podłodze. Samochód przekraczający dozwolone prędkości. Przekroczyłam je. Z nim(i).

Tak, to znowu ja. Dojrzalsza o kolejny rok. Bogatsza o wypłowiały spokój. Przeżarta kwasem wyborów. Naprawdę, to był najlepszy rok mojego życia.
Nie żałuję, choć spieprzyłam wiele. Nawet w konfrontacji z nocnymi myślami zastanawiam się, czy nadal mam tylko dwadzieścia lat. Czy to raptem błahe doświadczenia.

Usamodzielniłam się. Żyję bez niczyjej adnotacji.
Zakwestionowałam samą siebie. Z sukcesem mentalnej uciechy.                       Zrozumiałam, czym jest Miłość. Chciałabym Ci przyznać rację, magiczne uczucie łapiące człowieka jak rotawirus w samolocie. Nagle, intensywnie, bezkonkurencyjnie, bez zapowiedzi. Jednak ten opis to mistyfikacja najświętszego z sakramentów interakcji międzyludzkich…

Miłość to piekielna droga o rajskich końcach. To wolność opętana szacunkiem do drugiego człowieka. To nadnaturalna odwaga w szczerości. To nade wszystko Decyzja. Nie impuls. Nie prąd porażający duszę. Nie lekkomyślne oddanie się rozżarzonym emocjom. To wybór totalny, wybór wierności. To moje własne, intymne szczęście dziarsko współpracujące ze spełnieniem drugiej osoby. To najdoskonalsza forma bezinteresownej przyjaźni.

aż tyle się nauczyłam

że nigdy nie kochałam naprawdę.

2017-02-20 01.56.45 1.jpg

ostatni post z serii ‘pisanych’…zostaję przy monopolu na przepisy. kolejne moje słowa, te rozcinające centralną część duszy (mam nadzieję) zobaczycie już tylko na papierze.

Dziękuję

a tu autoportret,15

One Comment

Leave a Reply