Wyjałowiona codziennym wysiłkiem zanurzam się w jajecznej masie, oznajmiam światu, że na dziś skończyłam, że tak pięknie się bawiłam, jednak każda ziemska chwila ma swój szybki koniec. Nucę sklejkę gwałtownych reakcji, nostalgicznych refleksji i bladokoralowych zmartwień, miksując, ewentualnie ugniatając podsumowanie kolejnego dnia rutynowego, ale zupełnie niepowtarzalnego. Późna pora wcale nie jest moim wyborem, to nakaz z góry wykrzyczany, prawdziwe zdanie rozkazujące, z tendencją do zamieniania się w działającą na moje sumienie prośbę. Piekę coraz pewniej, coraz głębszą nocą, bezdenną ciemnością, polarnym chłodem. Od tygodnia nie reaguję, nie kontroluję siebie, nie mam pojęcia z czym się zmierzam, chociaż wiem, jak daleko, gdzie podążam, jak spełniam i odnajduję zawsze wyczekiwane przystanki. W oczach widzę więcej uśmiechu, już nie tylko w swoich, wpatruję się w szczęśliwe zwierciadło duszy, otulam się wzruszeniem, także rozpaczliwym płaczem, gdy czuje pusty wieczór i bezsenną noc nienagrzanego piekarnika. Spaceruję po bulwarze ciekawych doświadczeń, przestaję moknąc w rzęsistym deszczu, mimo ciągłych opadów. Czuję nowy, znany zapach na zmęczonej skórze. Tym razem nie ucieka szybko, choć zawsze jest go niewystarczająco. (Aż tyle) Niewiele mi trzeba.
pisano 12licpa,15r. o 2:52, po upieczeniu poniższego ciasta…
Ostatni wpis nie zadowolił mnie w pełni – fakt, przepis był smaczny i warty wypróbowania, jednak nie dało się tego określić sernikową wersją ‘batonika bounty’. W moją wcale niekościstą łydkę wgryzł się TEN pomysł, uparcie, wręcz upierdliwie i nachalnie zaczepiał mnie za każdym razem, gdy łapałam spadający z najwyższej półki słoik kakao i puszkę mleczka kokosowego. Swój szalony plan postanowiłam zrealizować spotykając w kuchni kolejną, czwartą paczkę wiórków kokosowych, kupionych bezwiednie, w supermarketowym amoku. Stwierdziłam, że tak nie wypada, że nie mam gdzie nawet tego trzymać, że spożytkuję swoją fobię (do mleczka kokosowego), a może manię (do batonika bounty) ze stratą dla polskiego internetowego społeczeństwa, które zat(ł?!)uczę na śmierć…
SERNIK KOKOSOWY JAK BATONIK BOUNTY
Potrzebujesz:
polewa:
- 150ml mleczka kokosowego
- 6-7 łyżek kakao
- 6-7 łyżek cukru pudru
- 2-3 łyżki masła
+wiórki kokosowe do posypania
masa serowa:
- 1kg sera twarogowego
- 240ml mleczka kokosowego
- ½ szkl wiórków kokosowych (najlepiej drobnych, można też dodać więcej)
- 6 łyżek cukru pudru
- 2 łyżki mąki ziemniaczanej
- 4 jajka
spód:
- 2 i ½ szkl wiórków kokosowych (drobnych)
- 3 łyżki mleczka kokosowego (jeśli używaliście mleczka z puszki 400ml polecam użyć wszystkiego, co zostało po odmierzeniu mleczka na masę serową i polewę)
- 2łyżki cukru pudru
- 2łyżki kakao
- 70g masła
Jak zrobić?
- Zaczynamy od roztopienia masła na spód. Mieszamy go z resztą składników, wyklejamy nim tortownicę (w razie potrzeby, jeśli masa się nie klei, możemy dodać więcej masła lub mniej wiórków).
- Miksujemy ze sobą wszystkie składniki potrzebne do masy serowej. Wylewamy na wyklejony ciastem spód tortownicy. Pieczemy ok. 50min w piekarniku nagrzanym do 180 stopni. Studzimy w otwartym piekarniku, przechowujemy w lodówce.
- Składniki łączymy ze sobą 5min przed wyłączeniem sernika, podgrzewamy aż do rozpuszczenia masła i uzyskania jednolitej, płynnej masy. Polewę rozprowadzamy na upieczonym serniku, posypujemy wiórkami.