Instagram influencer
Pamiętam zarośnięte sentymentem czasy, gdy pełna nieświadomości podglądałam blogi kulinarne. Tak naprawdę nic mnie nie dotyczyło, a jedynym filtrem przetwarzającym informacje była intuicja. Rześki i intrygujący powiew nowości wprawiał mnie w zaciekawienie.
Był taki dość niespieszny blog Daleko od Siebie. Już niewiele pamiętam, mimo to na zawsze utknęła w moim sercu piosenka „Crazy English Summer”, którą dziewczyny udostępniły pewnego razu na swojej stronie. Były to takie dość charyzmatyczne autorki, dwie przezdolne kobiety. Ja byłam wpatrzona, nadmiernie czujna, z zainteresowaniem obserwowałam ich prace. Tak sobie subtelnie myślałam…ile bym zrobiła za ich ciepły uśmiech, poradę, gdyby chociaż mogły puścić do mnie zadziorne oczko…tak sobie marzyłam, kołysząc się do słów „My sun is ascending again…”. W rozgrzanej wiosennym słońcem kuchni…
Bose stopy, które otaczał wieczorny chłód. Ja zagniatałam drożdżowe, a pora była późna, dość późna, by sprawnie, składnie myśleć. Na kolanie opierałam telefon, szukałam wskazówek na temat wyrastającego ciasta. Wtedy zamiast pomysłu, odnalazłam instagramowy profil Liski, następnie Patrycji. Świat całkowicie się zmienił. Już kilka miesięcy później ujrzałam pod swoimi zdjęciami ich życzliwe opinie. Serce dygotało mi w takiej radości, a tamten okres i te dwie nieświadome całego zamieszania kobiety pozwoliły mi poznać moją pasję, odcinek, którym onieśmielam Życie aż do chwili obecnej.
Olśniła mnie nieludzko kobieca postać. Jej wzrok jest zawsze okryty dziką tajemnicą, w nim topi się anielski spokój i wojownicza siła. Wiem, to musi być artystka z prawdziwego zdarzenia. Poznaję historię Pauliny, wzruszam się niemiłosiernie… nie ma litości dla moich zszarganych uczuć. Gdy czytam jej słowa duszę się z zachwytu. Po ponad roku ta kobieta nazywa mnie swoją duchową siostrą. W duszy układam słodki obraz podziękowań.
Czerwiec, choć może lipiec, pora letnia, duszna, dostałam wiadomość. Autor wyróżnia się autentyczną szczerością, także tykającym jak soczysta, dojrzała wiśnia poczuciem spełnienia. Proponuje współpracę. Pozwalam sobie spróbować i już po chwili otwieram paczkę. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek widziałam przedmioty tak dopracowane. Chcę, chcę poznać osobę, która się tym zajmuje! Po roku od tamtej przesyłki otwieram list pełny zrozumienia. Swoim blaskiem unieruchamia mnie pełna magii Kasia. To kobieta taka jak ja. Córka żywiołu – Lasu.
Przytulam do serca @trufla.blog, @whiteplatecom, @mrsostrovia oraz @makemywonderland.
TARTA STRACIATELLA /forma do tarty o średnicy 22cm/
krem
- 160g-180g ulubionej gorzkiej czekolady
- 500g serka mascarpone
- pół szklanki cukru pudru (lub trochę więcej, w zależności jak słodkie masy lubicie)
- 3/4szkl gęstego jogurtu naturalnego
- Czekoladę siekamy na cienkie wiórki
- Serek mascarpone mieszamy z cukrem pudrem oraz jogurtem, najlepiej przy użyciu miksera.
- Serową masę jak i czekoladę krótko chłodzimy w lodówce, następnie mieszamy dwie części kremu, bardzo delikatnie.
ciasto kruche
- 180g mąki pszennej
- 20g odtłuszczonego kakao w proszku
- szczypta soli
- 5łyżek cukru pudru
- 100g miękkiego masła
+do dekoracji: maliny lub kawałki czekolady
- Składniki na ciasto zagniatamy na jednolitą masę, rozwałkowujemy, wyklejamy nim formę do tarty i chłodzimy 30-45min.
- Ciasto pieczemy w 200stp. przez ok. 12-15min.
- Spód do tarty wypełniamy przygotowaną masą i dekorujemy.