Pierwsza odsłona wrześniowego Simple Pleasures. Dużo się dzieje (a raczej będzie się dziać), więc rozdzielam posta na dwie części.
Wrzesień mogłabym nazwać najbardziej wymagającym miesiącem, niechcianym powrotem, wydęta, smutną warga i najpiękniejszą pogodą w całym roku (tak, całym sercem kocham ciepłą jesień!). We wrześniu zaczynam odczuwać ogromne braki, przyduszam tęsknotę, łapię się na pierwszych wagarach, nawet ucieczkach zagranicznych.
1.tort w przekroju 2.tort z kremem z białej czekolady, mój pourodzinowy 3.błyskawiczne pączki, które chętnie powtarzam od kilku dni 4.owsiane ciacha bardzo maślane 5.mój nowiutki nabytek – Moleskine w wersji z Małym Księciem 6.grzanki z domowym tzatziki
- przepyszny instagramowy profil Patrycji. Uwielbiam jej słodkości i wyjątkowo estetyczne zdjęcia
- nietypowe, intrygujące obrusy; Małgosia tworzy prawdziwe dzieła (no i muszę się pochwalić, obserwuje mnie!)
- Ala napisała do mnie z prośbą; chciała wykorzystać ideę “Simple Pleasures” na swoim blogu pod troszeczkę inną nazwą (“Małe Cuda”). Zgodziłam się bez wahania, bo czuję ogromną radość, gdy moje pomysły stają się Waszą inspiracją.
Święta czwórka najpiękniejszych zdjęć z Instagrama. To cholernie trudne, wybrać tylko cztery, gdy codziennie spotykam się z mnóstwem przepięknych fotografii. Źródło: 1.PassionForBaking 2.Zwarson 3.JustinRyanKim 4.moja Gosiulka
* * *
Na „Zrób mi jakąś krzywdę” trafiłam (dodam, że zupełnie przypadkiem) pewnego wolnego wieczoru, natykając się na porywający mnie (kolejny już z resztą) cytat Żulczyka. Ów zdanie przewierciło moje serducho dogłębnie i na wylot, czego skutkiem było sięgnięcie po omawianą pozycję. Utwór połknęłam w całości, książkę pochłaniałam z przytwartą buzią, lekkim obrzydzeniem, zaintrygowaniem i atakami szlochu przy konkretniejszych przemyśleniach artysty. To chyba najdurniejszy sposób czytania literatury – utożsamianie postaci z pełnym realizmem, nielogiczne stawianie tekstu pisanego w centrum swojego prawdziwego życia. Jestem jednak koszmarnie naiwnym czytelnikiem – identyfikuję się z losami bohaterów, zapominając o własnych problemach.
Mimo tego, że Jakuba cenię sobie za niemiłosiernie ciekawy język, to treści równie niemiłosiernie się obawiałam (choć tak naprawdę głównie z jej powodu sięgnęłam po „Zrób mi jakąś krzywdę”, niezły paradoks). Gdybyśmy porwali się na ocenę samej historii, na której opiera się powieść to stwierdzilibyśmy: nic specjalnego, flaki z olejem dla opornych. Streszczanie książki mija się z celem, napomknę tylko, że jest to nieco nudna opowieść o dorosłym (lecz młodym) mężczyźnie zakochanym (do szaleństwa) w raczkującej licealistce. To jednak niesamowicie dobra książka o miłości. Brnąc coraz głębiej zapominałam o rzeczywistości i choć samo love story jest banalne, wręcz zbyt filmowe, to sposób w jaki zostało przedstawione nie pozwala na ignorancję. Świetna analiza emocjonalna zmiksowana z trafnymi przemyśleniami, wyjątkowo dziwne, jednak celne i dokładne porównania autora, język plastyczny, giętki, gibki, wszelkie normy przełamane. Nieposkromiona siła tkwi w tym człowieku! Z doświadczenia wiem, że temat jest niezmiernie wymagający, ciężko jest o pełna egzaltację i realizm uczuć, przełożenie takiej siły na kartki graniczy z cudem. Żulczykowi się udało! Znów udowodnił, że jest artystą o nietuzinkowym stylu, a jego warsztat pisarski (moim skromnym zdaniem) jest bezbłędny. Ujęła mnie przede wszystkim prostota wypowiedzi zakrapiana mnogimi metaforami, genialna, ściskająca za żołądek, podrażniająca gruczoły łzowe. Jestem bardzo czuła na charakterystykę stanu emocjonalnego postaci w literaturze. Dla mnie, utwór może być o niczym, jeśli jest naszpikowany odpowiednimi, łączącymi się ze sobą (oby naturalnie) uczuciami i wyznaniami. Przez cały okres czytania danej pozycji rozpracowuję oraz interpretuję zamysł/pomysł artysty. Tutaj, tak jak w „Lolicie” Nabokova (którą swoją drogą uwielbiam i szanuję) motorem napędzającym mnie do przeczytania był właśnie profil psychologiczny głównego bohatera – poruszający, tajemniczy i nieracjonalny.
Nie zawiodłam się.
W końcu spotkałam współczesny tekst niezatrzymanym w druku, lecz efektownie dynamiczny, nie tylko przy bliższym kontakcie (zrozumiecie mnie, wystarczy, że spojrzycie na wyrwane z książki cytaty zamieszczane w Internecie).
Ten tort musiał być epicki! *.* Moleskine Ci zazdroszczę, choć ja wolałabym z Alicją w Krainie Czarów
“Zrób mi jakąś krzywdę” mam na uwadze i na pewno sięgnę 🙂
I jakie to miłe widzieć w tym poście swoje imię i w ogóle to się cieszę, że sprawiłam Ci radość :3 I jeszcze raz dziękuję, że się zgodziłaś.
I zastanawiam się, jak Ty robisz takie cudne zdjęcia, po prostu się napatrzeć nie mogę *.*
zdjęcia najnormalniejsze na świecie… no ale nie wypada mi się sprzeczać, dziękuję jak zawsze :**